Brak wiedzy, zabobony czy przesądy nierzadko sprawiały, że społeczeństwa rezygnowały z utrzymywania poziomu higieny, który był standardem kilka wieków wcześniej. Z drugiej strony jednak, mimo znacznie uboższej wiedzy niż dzisiaj, ludzie wymyślali zaskakujące sposoby na radzenie sobie z mniej lub bardziej doskwierającym brakiem czystości. Dobrze wiedzieć, z czym musieli zmagać się nasi przodkowie, żeby bardziej docenić luksus dbania o higienę ciała w XXI wieku.
Higiena po grecku znaczy zdrowie
O higienie starożytnych wiemy całkiem sporo, szczególnie dzięki praktykom Greków i Rzymian. Greckie zwyczaje zasadzały się jednak na nieco innym rozumieniu słowa higiena. Pochodzi ono od Hygiei, bogini z greckiej mitologii. Jej imię oznacza dosłownie… zdrowie. W kulturze Greków zdrowie łączone było silniej z budowaną w gimnazjonach tężyzną fizyczną, a sama higiena (według naszego rozumienia) stanowiła do niego zaledwie dodatek. O czystość dbano w łaźniach, publicznych i przydomowych, a w regionie Lakonii istniały nawet łaźnie parowe. Grecy nie używali mydła, zamiast niego, niekoniecznie w trakcie kąpieli, szorowali ciała na przykład pumeksem lub popiołem, potem nawilżając je oliwą z oliwek.
Kto nie znosił rzymskich łaźni?
W I wieku p.n.e., w Rzymie znajdowało się około 170 publicznych łaźni i term. Ceny były na tyle niskie, że większość Rzymian mogła sobie pozwolić na wizytę w nich, chociaż to mężczyźni płacili jedną czwartą ceny, która obowiązywała kobiety. Rzymianie, podobnie jak Grecy, nie stosowali jeszcze mydła. Aby utrzymać czystość, stosowano oleje zapachowe, które potem zeskrobywano, używając specjalnych narzędzi. Rzymianie nie przepadali też za owłosieniem, które wyrywali lub depilowali, choć niewiele wiemy o samych metodach depilacji. Jeśli jednak chodzi o wyrywanie włosów… istniał zawód wyrywacza włosów. W jednym z listów Seneka, rzymski retor i filozof, narzeka na uciążliwy gwar z okolicznych łaźni oraz przekrzykujących się sprzedawców jedzenia i… podobnie głośno reklamującego się wyrywacza włosów.
Lekcja manier i higieny intymnej
Większość źródeł pisanych pochodzi od zdominowanego przez mężczyzn zawodu skryby, przez co prawdopodobnie mamy tak niewiele informacji na temat higieny intymnej. Istnieje jednak barwna wzmianka, w której możemy znaleźć sposób radzenia sobie z krwią menstruacyjną. W Aleksandrii, na przełomie IV i V wieku n.e., żyła słynna filozofka szkoły neoplatońskiej, Hypatia. Pewnego razu, zmęczona nieudolną kokieterią zainteresowanego nią mężczyzny, miała rzucić w niego skrwawionym materiałem, którego najwyraźniej używała jako podpaski. Domyślamy się, że kobiety, na przykład w Egipcie bądź Rzymie, mogły korzystać z tamponów, wykonanych ze zmiękczonego papirusu lub wełny. Samą menstruację otaczało również mnóstwo przesądów; Rzymianie uważali, że kontakt z krwią menstruacyjną sprawiał, że plony wysychały, a wino kwaśniało.
Nie tak brudne średniowiecze
Pop-kultura przyzwyczaiła nas do wyobrażania sobie średniowiecznego, XV wiecznego człowieka jako uosobienia brudu i zaniedbania. A to nie do końca prawda. Biedniejsi zazwyczaj kąpali się w rzekach i jeziorach, jeśli nie było ich stać na łaźnie. Bogatsi zaś, jeśli nie wybierali łaźni, zażywali kąpieli w domach. Zwykle wnoszono do sypialni balię podgrzanej wody, do której dodawano choćby tymianek lub olejki zapachowe, a do tego często mydło, które na przykład w Anglii znane było już od X wieku n.e. Z kolei publiczne łaźnie zwykle oferowały kąpiele z ciepłą wodą, posiłki, muzykę oraz towarzystwo kobiet. Nic dziwnego, że wkrótce kościół ogłosił takie łaźnie miejscami rozpusty i nierządu.
Polacy nie gęsi, swe łaźnie mają
Polacy zdecydowanie nie unikali wody i mydła. W XIV wieku w Krakowie działało 12 publicznych łaźni! Oczywiście nie wszyscy mogli sobie pozwolić na korzystanie z nich, łaziebny za nic nie wpuściłby do środka włóczęgi lub kobiety, współżyjącej za pieniądze. Reprezentanci wyższych klas społecznych, tacy jak członkowie cechu, często mieli darmowy dostęp do kąpieli i ciepłej wody, jednak ceny wstępu były osiągalne również dla biedniejszych. Do wody dodawano świeże zioła lub płatki różane, a do pielęgnacji ciała używano ługu, a dopiero później mydła. Zwolennikami częstszego kontaktu z wodą byli między innymi król Władysław Jagiełło, królowa Jadwiga oraz Dobrawa, żona Mieszka I. Jagiełło ponoć woził ze sobą swoją ulubioną balię, Dobrawa miała odwiedzać saunę z kamiennymi piecami, a Jadwiga korzystać z leczniczych kąpieli, mających wzmagać jej płodność.
Kara boska, sprawa kobieca
W średniowieczu kobieca higiena intymna obarczona była przekonaniem o boskim pochodzeniu okresu, jako kary za grzechy. Kościół postrzegał menstruację jako brzemię grzechu Ewy, a kobiety pozbawione okresu jako kandydatki do świętości. W tamtych czasach w najlepsze kwitła też absurdalna teoria o wędrującej w ciele macicy, odpowiedzialnej za różne dolegliwości. Wierzono, że krew menstruacyjna może tym samym spływać przez cały organizm, zbierać toksyny i nieczystości, sama stając się jednocześnie trująca. Groźne miało być samo spojrzenie w oczy kobiecie, która w podeszłym wieku wciąż miesiączkowała.
Higiena intymna w średniowieczu
Trotula z Salerno, włoska lekarka z XI wieku n.e., wspomina o fragmentach wełny, służących do oczyszczania miejsc intymnych przed stosunkiem. Jak kobiety radziły sobie z menstruacją? Na to pytanie nie znajdziemy dokładnej odpowiedzi. Zakładamy, że kobiety korzystały po prostu z lnianego materiału, pranego i używanego wielokrotnie. W niektórych regionach znano właściwości chłonące mchu torfowego, dzięki którym stawał się przydatny do tamowania ran na polach bitew. Podejrzewa się, że te same właściwości sprawiały, że mógł być użyteczny jako wypełnienie do lnianej podpaski.
Wersal, jakiego nie znamy
Choć zazwyczaj Wersal kojarzy się z przepychem i pałacowymi warunkami, higiena w Wersalu pozostawiała wiele do życzenia. Rzadziej myto ciała, a częściej prano bieliznę, uznając to za dostateczne rozwiązanie. Używano pudrów i perfum, chcąc przykryć przyjemnymi zapachami, te wydzielane przez zaniedbane ciała. Z wszami nie walczono, bo wierzono w ich zdrowotne właściwości, a nieczystości z pałacowych korytarzy wywożono raz na tydzień. Sam Ludwik XIV miał kąpać się w życiu tylko dwa razy.
Tabu społeczne, a pierwsze komercyjne podpaski
Wraz z lepszym dostępem do wody, higiena w XIX wieku coraz bardziej się rozwijała. Dopiero pod koniec epoki wiktoriańskiej kobiety powoli przestawały korzystać z samodzielnie robionych, wielorazowych podpasek domowych. Wtedy też, na przełomie XIX i XX wieku, pojawiły się pierwsze komercyjne produkty do higieny intymnej. W 1896 roku firma Johnson & Johnson wypuściła na rynek podpaski, a pierwszy komercyjny tampon został stworzony nieco później, bo w 1929 przez dra Earle Haasa. To wcale nie oznaczało, że kobiety chętnie korzystały z tych rozwiązań. Na początku głęboko zakorzenione tabu społeczne sprawiało, że wiele z nich wstydziło się kupować te produkty, bo tym samym musiałoby się przyznać do czegoś tak naturalnego, jak miesiączka.
Przez stulecia higiena intymna była demonizowana i sprowadzana na margines, menstruację postrzegano jako grzech lub karę boską, a kobiety zmuszone były radzić sobie same, po kryjomu i ze wstydem. I choć nawet dzisiaj miesiączka dla nikogo nie jest szczególną przyjemnością, dobrze jest mieć więcej możliwości radzenia sobie z nią niż mieli nasi przodkowie.
Data dodania: 07/08/2022
Data aktualizacji: 16/08/2022