Ale jest kilka rzeczy, o których ani ja, ani żadna z moich koleżanek, nie usłyszała na szkole rodzenia. I czuję wewnętrzną potrzebę oraz moralny obowiązek wobec innych kobiet, aby o tych rzeczach napisać.
Macierzyństwo - czas start!
Zastanawiam się teraz czy da się określić moment, w którym stajesz się matką. Czy to wtedy kiedy pierwszy raz rzucisz sakramentalne "Czy ja mówię po chińsku?" lub "Nikt mi w tym domu nie pomaga", czy może jakoś wcześniej? Otóż z tym bywa różnie. Można poczuć się mamą w momencie ujrzenia pozytywnego wyniku testu ciążowego. Można się nią poczuć w trakcie kompletowania wyprawki czy urządzania pokoju. Można przy odnotowaniu pierwszych ruchów dziecka. Ale bywa też tak, że mija dziewiąty miesiąc noszenia dziecka w brzuchu, a u Ciebie zero emocji. Tryb zadaniowy, pełna gotowość, ale na sercu jakoś nic nie cieplej. Ba, napiszę więcej! Można dostać dziecko na ręce i nadal może to nie być miłość od pierwszego wejrzenia. Serio. Takie to dzieciątko małe, zapuchnięte, bynajmniej nie różowiutkie jak w reklamach, a i zapach daleki od cukierkowego! No cóż. Czasami tak bywa. Wasza więź prawdopodobnie będzie ewoluować (oj, jak bardzo!). Będzie się zmieniać i na pewno umacniać. Nie ma nic nienormalnego w tym, że na początku jesteś zestresowana, obolała i zagubiona, a dziecko wcale nie rekompensuje trudu, jaki Ci funduje (a przecież obiecywali, że tak właśnie będzie). Znacie się niby dziewięć miesięcy, ale nadal potrzebujecie czasu, żeby się ze sobą oswoić, a poczucie, że jesteś MAMĄ może się pojawić w najmniej niespodziewanym momencie. Mną na przykład wstrząsnął moment pojawienia się pierwszego ząbka. Zdałam sobie sprawę, że bezpowrotnie mija ten bezzębny uśmiech, którym byłam obdarowywana przez niecałe cztery miesiące. Poczułam wtedy, jak bardzo kochałam ten uśmiech i jaki on był dla mnie wyjątkowy.
Myślę, że najważniejsze to obserwować siebie. Bądź czujna na swoje emocje oraz stan psychiki. Jeśli nie opuszcza Cię poczucie niepokoju, nieradzenia sobie z sytuacją, do tego masz obniżony nastrój, jesteś płaczliwa i smutna, masz poczucie winy, krzywdy lub bezradności - skontaktuj się z psychoterapeutą. Mogą to być początki depresji poporodowej. Nie wahaj się prosić o pomoc, w tym również bliskie osoby. Zachęcamy też do przeczytania artykułu o pierwszej wizycie u psychoterapeuty.
Jak to jest być mamą?
Zacznę od początku. Kiedy jedna z bliskich mi osób odwiedziła mnie po porodzie i zapytała, jak to jest być mamą, nie umiałam i nie mogłam udzielić odpowiedzi. Prawdopodobnie dlatego, że byłam wtedy w głębokim szoku, niezdolna jeszcze do logicznego myślenia. Dziś, będąc już mamą dwójki, myślę, że - tak zupełnie szczerze i bez lukrowania - macierzyństwo to niekończąca się pętla wyrzutów sumienia, endorfin i strachu o wszystko. To również przejście w stan podobny do rozdwojenia jaźni. Tak właśnie o tym myślę. W jednej chwili wąchasz głowę własnego dziecka, rozpływasz się w tym zapachu i aż wykręca Ci ślinianki od nadmiaru słodyczy, jaką widzisz, a zaledwie pięć sekund później przygryzasz policzki i rzucasz w myślach (czy nie w myślach) niecenzuralne słowa, bo Twój obłoczek waty cukrowej po raz kolejny przygryzł Ci sutek lub wyrwał pokaźną garść Twoich włosów (czy też tego, co po nich zostało).
Myślisz inaczej
Macierzyństwo zmienia postrzeganie pewnych rzeczy. A raczej większości rzeczy. Taka jesień na przykład... Dotychczas: juhuu, kolorowe liście, kasztany, swetry, koce, grzańce, kakao, książki! A teraz? Liście walają się po całym domu i jeśli w porę ich nie znajdę, leżą wilgotnawe na przykład pod poduszką starszej córki. Kasztany i żołędzie zyskały zaszczytne miano chumostwa (ocenzurowano), które wala się nawet w szufladzie na sztućce, a w nocy nie da się cichutko iść do łazienki żeby tego chumostwa nie kopnąć z impetem w lodówkę. Swetry i koce? No way! Nadal szalejące hormony fundują mi takie uderzenia gorąca, że w tym roku nie wyjmuję nawet puchówki na zimę! Grzańce? O, jak ja bym...! JAK JA BYM. No ale karmię przecież, to się wstrzymam jeszcze pewnie ze dwa lata. Z kolei kakao powoduje u mnie zamęt w i tak już zdezorganizowanych jelitach. Co tam mi zostało? Ach, książka. Jak już położę dzieci spać, utoruję ścieżkę do łazienki przez pokłady chumostwa na całej podłodze, ogarnę się choćby pobieżnie i hyc, wskoczę do łóżka, to... "uee, ueeeee" - ktoś jest głodny. "Mama, tata, nie śpicie? To idę do was.". Tyle z mojego bycia jesieniarą roku 2020.
Innym przykładem postrzegania rzeczywistości inaczej niż kiedy się nie było rodzicem jest historia z ostatnich miesięcy, kiedy to w ramach wieczornego relaksu my - rodzice - postanowiliśmy zagłębić się w odmęty internetu. W takie naprawdę głupawe odmęty, w celu typowego resetu mózgu (zanim kolejnego dnia przyjdzie nam znowu zmierzyć się z zapętlaniem Baby Sharka, oho). Tak oto trafiliśmy na filmik nagrywany w jakimś barze, na którym to filmiku młoda dziewczyna ujeżdża bez trzymanki mechanicznego byka. Nie był to filmik, o jakim zapewne pomyśleliście. Dziewczyna nie starała się być seksowna, była ubrana w jakieś sportowe ciuchy i vansy. Widać było, że ma z tego masę frajdy. Obejrzeliśmy do końca i nastała cisza. Jedno spojrzenie i wiedzieliśmy, że myślimy o tym samym. TO BYŁA CZYJAŚ CÓRKA. To mogłaby być któraś z naszych córek za jakieś 18 lat. W barze pełnym pijanych ludzi. Nic, że było to niewinne i beztroskie. Ale mogło kojarzyć się jednoznacznie. Ktoś w tym barze mógł mieć skojarzenia! ...i gdy jesteś rodzicem, tyle Ci w zasadzie wystarczy...
Nie dość dobrze
Najgorszym wrogiem świeżo upieczonego rodzica są wyrzuty sumienia. Przeklęte, wszędobylskie, niekończące się wyrzuty sumienia. Że za mało nosisz i przytulasz (ale przecież kiedyś musisz się umyć lub załatwić!). Że nie odżywiasz się wzorcowo (a przecież mama powinna!). Że w domu nie jest wystarczająco czysto (mimo że odkurzasz, myjesz, wyparzasz, dezynfekujesz, wietrzysz). Że nie jesteś w formie (a przecież minął już MIESIĄC od porodu). Że za mało się uśmiechasz (a wszyscy mówią, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko). Że pijesz za dużo kawy (a przecież nawet w trybie zombie jesteś w stanie pchać wózek na spacerze). Że nie zakładasz czapki (a lipcowy wiatr jest taki, że na pewno hula między uszami malucha).
Tak można w nieskończoność, serio. I nawet obcy ludzie okazują się lepszymi specjalistami od Twojego dziecka, niż Ty sama. Zapominają doradzić tylko jednego: żebyś oddychała. Bo dopóki oddychasz, nie jest wcale tak źle.
Jak narkotyk
Na koniec zostawiłam najlepsze. Endorfiny. O rany, tego się nie da z niczym porównać. To uczucie, gdy motasz w chustę dziecko, ono zaciska swoje mikro rączki na Twojej koszulce i uspokojone biciem Twojego serca i idzie spać. Rozumiecie tę euforię? Jest istota, którą USPOKAJA BICIE WASZEGO SERCA! Ja sobie w takich chwilach sunę przez salon, nucąc Clean Bandit "And I'm dancin' on to your heartbeat". Ja, moje dziecko i hormony to moje wyśnione trio taneczne. Nie ma znaczenia, że nie spałaś w nocy, bolą Cię stawy i kręgosłup. Dopóki świszcze w ucho mały nos, jest super! :)
Data dodania: 14/08/2022
Data aktualizacji: 14/08/2022