Historia pewnego eksperymentu
W rozmowach na ten temat zazwyczaj opowiadam anegdotkę sprzed kilku lat, gdy mieszkałam w Londynie. Jechałam metrem do pracy, kiedy na siedzeniu naprzeciwko usiadła przepiękna kobieta, ubrana bardzo elegancko, jak na spotkanie biznesowe. Przez chwilę podziwiałam jej styl, po czym zauważyłam, że pod rajstopami miała włosy na nogach. I to nie takie milimetrowe, które ledwo było widać, ale dość długie i ciemne. Szybko odwróciłam wzrok, jakbym zobaczyła coś zakazanego, czując mieszaninę fascynacji, szoku, niechęci i podziwu.
W tamtym czasie wiedziałam już trochę o koncepcji ciałopozytywności i starałam się walczyć z oceniającym podejściem do ciała, które wciąż jeszcze często się we mnie odzywało. Z tego powodu sama byłam zaskoczona swoją intensywną i negatywną reakcją. Zaczęłam się nad tym zastanawiać i dotarło do mnie, że był to pierwszy raz w moim życiu, kiedy zobaczyłam na żywo kobietę z pełnym owłosieniem na nogach. Miałam 19 lat. W tamtym momencie goliłam większość włosów na ciele od około 6 lat i nigdy, nawet przez chwilę, nie zatrzymałam się, żeby zadać sobie pytanie, dlaczego właściwie to robię i czy w ogóle chcę.
Cała ta sytuacja wywarła na mnie ogromne wrażenie i później przez wiele miesięcy się nad tym zastanawiałam. Mniej więcej w tym samym czasie znalazłam konto na Instagramie, które udostępniało zdjęcia bardzo różnorodnych ciał, w tym nieogolonych. Stopniowo oswoiłam się z tym widokiem na tyle, że postanowiłam w ramach eksperymentu nie golić się przez miesiąc. Uznałam, że dopiero poprzez doświadczenie mojego ciała z włosami będę w stanie podjąć świadomą decyzję, czy chcę usuwać owłosienie, czy nie. Było to mniej więcej 3 lata temu, a „eksperyment” nadal trwa – niedawno podczas przeprowadzki znalazłam na dnie szuflady maszynki, które wtedy do niej odłożyłam.
Czasy się zmieniają
Prawie każdy słyszał historie o tym, że nasze babcie, ciocie, a może nawet mamy nie usuwały owłosienia i w ich czasach nie było to popularne. Tymczasem większość osób teraz mających dwadzieścia kilka lat zaczynała się golić już w gimnazjum. Niedawno dotarło też do mnie, jak wiele osób z cipką goli miejsca intymne (pomimo wyraźnych głosów lekarzy, że włosy stanowią barierę ochronną) i byłam zaskoczona, że te, które tego nie robią, należą do mniejszości. Oprócz tego mam wrażenie, że dotyczy to coraz młodszych osób – jakiś czas temu widziałam w telewizji śniadaniowej debatę o tym, czy rodzice powinni pozwalać 10-letnim dziewczynkom się golić.
Z drugiej strony pojawia się jednak coraz silniejsza reprezentacja osób, które sprzeciwiają się „kultowi gładkiego ciała” i odsłaniają nieogolone nogi czy pachy (choć na razie widujemy je głównie w internecie, rzadziej na żywo). Taki wizerunek kobiety zaczął powoli wchodzić do mainstreamu: wystarczy przypomnieć sobie, ile celebrytek daje się fotografować z włosami pod pachami (na przykład Miley Cyrus, Bella Thorne, Paris Jackson, Lourdes Leon).
Poprzez oswajanie się z takim widokiem uczymy młodsze pokolenia, że usuwanie włosów jest ich wyborem, a nie sztywną zasadą, z którą się nie dyskutuje. Oczywiście osoby decydujące się płynąć pod prąd narażają się na krytykę i krzywe spojrzenia (w najlepszym wypadku, a w najgorszym – na nieustający hejt, groźby i przemoc). Można więc pokusić się o stwierdzenie, że taka decyzja wymaga pewnej odwagi i pewności siebie. Bywa też traktowana jako feministyczny protest czy ideologiczny statement. Jednak to, jak wyglądają ciała innych osób, w żaden sposób na nas nie wpływa. Dlaczego więc pod zdjęciami kobiet z widocznymi włosami na ciele zawsze znajdujemy masę negatywnych komentarzy?
Dlaczego niewinny włos pod pachą wzbudza taką agresję?
Uważam, że istotną rolę odgrywa tu tak zwany male gaze, czyli postrzeganie ciał kobiet (i wartościowanie ich) przez pryzmat tego, czy spełniają one kryteria atrakcyjności dla mężczyzn. Te, które świadomie odrzucają ten schemat, odbierane są jako niekobiece, sfrustrowane, agresywne, niewarte uwagi żadnego mężczyzny, a nierzadko nawet zwykłego szacunku. Często jednak są atakowane nie tylko przez mężczyzn, ale też inne kobiety. Może to wynikać z poczucia niesprawiedliwości i braku zrozumienia. Jeśli od lat usuwamy włosy na ciele, co wiąże się z wydatkami, mnóstwem czasu, bólem czy nawet stanami zapalnymi, trudno jest nam zaakceptować to, że ktoś zupełnie odrzuca te oczekiwania i czuje się dobrze ze sobą. Jeżeli wkładamy tyle wysiłku w coś, co ma zagwarantować, że będziemy pożądane i atrakcyjne, a inna kobieta twierdzi, że czuje się piękna i atrakcyjna bez tego – w pewnym sensie mówi nam, że nasz wysiłek i ból są zmarnowane i niepotrzebne. To zrozumiałe, że w takiej sytuacji czujemy gniew. Nie powinnyśmy go jednak kierować w stronę innych kobiet: wszystkie żyjemy w patriarchalnym systemie i staramy się sobie radzić najlepiej, jak umiemy.
Kolejny powód negatywnych reakcji i hejtu stanowi wszechobecne w naszej kulturze uprzedmiotowianie ciał kobiet, które mają spełniać nasze oczekiwania estetyczne. Kobieta musi „zasłużyć” na traktowanie jej z szacunkiem poprzez dopasowanie swojego ciała do kanonów piękna. Oczywiście zjawisko to dotyczy mnóstwa innych aspektów, jednak wydaje mi się, że właśnie ono stoi za komentarzami typu: „nie wychodź tak do miasta, bo wystraszysz dzieci”, „każdy może robić, co chce, ze swoim ciałem, ale niestety dla większości ludzi to nie jest estetyczny widok”. Dlaczego tak wiele osób czuje, że ma prawo mówić o tym, co myślą na temat ciała kogoś zupełnie obcego oraz że ta osoba powinna wziąć ich opinie pod uwagę?
Higiena
Pod takimi zdjęciami zawsze pojawiają się także komentarze w stylu: „nie mam nic do tego, ale jednak włosy są niehigienicznie” albo „nie chciałabym znaleźć się obok tej osoby w autobusie latem”. Wyjaśnijmy więc sobie raz na zawsze, że gdyby włosy faktycznie były siedliskiem bakterii i brudu, najprawdopodobniej standardem byłoby golenie głowy na łyso. A zakładając, że na przykład owłosione pachy pocą się bardziej niż nieowłosione, powinnyśmy_niśmy chyba wymagać od mężczyzn usuwania tych włosów tak samo rygorystycznie, jak wymagamy tego od kobiet.
A tak na poważnie: nie ma żadnych badań jednoznacznie potwierdzających, że w ten sposób pocimy się bardziej. Znam osoby, które powiedzą, że tego właśnie doświadczyły, ale znam także takie, u których było dokładnie na odwrót (takie były również moje odczucia). Wiadomo jednak, że jeśli chcemy uniknąć przykrego zapachu, najlepszym rozwiązaniem jest dezodorant (działa też na owłosione pachy, sprawdziłam!).
A co z włosami łonowymi? Każda ginekolożka potwierdzi, że chronią one przed bakteriami i infekcjami. Poza tym skóra w tej okolicy jest cienka i wrażliwa, więc łatwo o podrażnienia i skaleczenia. Jeżeli już decydujemy się pozbyć tych włosów, powinnyśmy się upewnić, że robimy to dla siebie, a nie na przykład dla partnera_ki, który_a nie chce zaakceptować faktu, że dorosłe kobiety mają włosy łonowe, i woli, żebyśmy za wszelką cenę je usuwały, nawet jeśli powoduje to ból i dyskomfort.
Czy włosy na ciele są protestem?
Wspomniałam już o tym, że owłosienie na ciele kobiety często traktowane jest jako coś politycznego lub ideologicznego, a nie osobista preferencja. Czy da się od tego uciec? Na chwilę obecną chyba nie do końca. W pewnym sensie oznacza to ciągłą walkę – albo z patriarchatem, o naszą podmiotowość i prawo decydowania o swoim ciele, albo ze sobą, kiedy chciałybyśmy się wyluzować na plaży, ale nie wiemy, czy ktoś nie rzuci nam krzywego spojrzenia i nie zepsuje miłego dnia. Czasem wydaje się, że dużo prościej byłoby jednak zgolić te włosy i mieć święty spokój. Ciągłe zgadywanie (na przykład czy wychodzimy w gronie znajomych, którzy nie zwrócą uwagi na włosy, więc można założyć top na ramiączkach, czy jednak lepiej coś „bezpiecznego”?) męczy, frustruje i dobitnie podkreśla podwójne standardy w społeczeństwie.
Dlatego warto kierować się empatią i nie wywracać oczami, kiedy na przykład koleżanka w panice opowiada nam, że nie zdąży się umówić na depilację przed wyjazdem, a ma wycięte bikini i przecież nie może się tak pokazać na plaży. Każda z nas stara się znaleźć złoty środek między wpasowaniem się w stawiane przed nami normy i wymagania a zachowaniem odrębności, podmiotowości i indywidualnych wyborów. Nie wszystkie kobiety są na drodze do samoakceptacji i powinnyśmy być wyrozumiałe dla osób, które znajdują się w innym miejscu (lub na zupełnie innej drodze) niż my.
Włosy, feminizm
Oczywiście, wypada też wspomnieć, że jeżeli lubisz mieć gładkie nogi i nie masz zamiaru przestawać ich golić, nie jesteś ani hipokrytką, ani gorszą feministką i masz do tego pełne prawo. Zachęcam jedynie do tego, żeby przyjrzeć się swoim preferencjom i czasem je kwestionować. Warto także zaznaczyć, że nasze doświadczenia, wychowanie i szereg innych czynników wpływają na wszystkie nasze opinie i upodobania (które zresztą nie funkcjonują w próżni, a w społeczeństwie narzucającym nam określone role).
Normalizacja owłosienia u kobiet nie stanowi najważniejszego kroku do obalenia patriarchatu, ale jest potrzebna. Łatwo powiedzieć: „to tylko włosy, są ważniejsze problemy”, jednak po głębszej analizie tematu da się dostrzec powiązania z innymi zjawiskami. Tak naprawdę cała ta dyskusja sprowadza się do jednego wniosku: kobiety powinny mieć możliwość swobodnego decydowania o swoim ciele bez narażania się na niechciane komentarze czy przemoc. Wyjście z domu z nieogolonymi nogami pewnie nie zostanie uznane za szczególnie bohaterski czyn, ale istnieje szansa, że na takim spacerze zobaczy nas 12-letnia dziewczynka i podświadomie zakoduje sobie przekaz, że jest to w porządku. Być może jej córka będzie dorastała w świecie, w którym wyjdzie na plażę, nawet nie zastanawiając się nad tym, czy się ogoliła, czy nie. I chyba wszystkie się zgodzimy, że o tę wizję warto zawalczyć.
Data dodania: 14/08/2022
Data aktualizacji: 14/08/2022