Dlaczego wszyscy mamy brodawki sutkowe?
Męskie brodawki sutkowe (skrót myślowy odpowiadający brodawkom, które posiadają osoby AMAB – nie tylko cismężczyźni, ale także osoby niebinarne oraz część transpłciowych osób binarnych) stanowią przypomnienie, że w pierwszych tygodniach po poczęciu każde z nas było neutralne płciowo. Dopiero w okolicach 10. tygodnia ciąży u męskiej części zarodków rozwijają się jądra, które z kolei zaczynają produkować i uwalniać testosteron. Na tym etapie jednak dwa malinowe punkty zdążyły już zaklepać sobie miejsce na ciele. Do okresu dojrzewania będą identyczne jak te, które uformowały się u dziewczynek.
W większości artykułów o podobnej tematyce znajdziesz informację, że męskie brodawki sutkowe nie grają żadnej roli, są jak zęby mądrości albo wyrostek robaczkowy – to po prostu pozostałości po rozwoju naszego gatunku. Nie są potrzebne, ale też nikomu nie wadzą, w związku z czym ewolucja zostawiła je w spokoju.
Ja byłabym tutaj ostrożna – uważam, że wszystkie części naszego ciała, które stanowią potencjalną strefą erogenną, są jak najbardziej potrzebne.
Niezaprzeczalnym faktem jest jednak to, że po narodzinach dziecka to kobiece piersi (to znów skrót myślowy, chodzi o te należące do osób AFAB) są odpowiedzialne za produkcję dla niego pokarmu w postaci mleka. Ich seksualna funkcja, choć ważna, z punktu widzenia natury jest drugorzędna.
Dlaczego więc social media tak bardzo upierają się, aby wymazać jakiekolwiek ślady istnienia brodawek sutkowych, jeśli tylko zostaną one zdefiniowane jako należące do kobiety? Czy przypadkiem nie jest tak, że to dopiero sama cenzura sprawia, że zaczynamy patrzeć na kobiece ciało przez pryzmat erotyki?
Pochylmy się nad tym przez chwilę.
Kwestia obyczajów?
Co ciekawe, to nie różnica w możliwościach laktacyjnych stanowi argument, dla którego najpopularniejsze portale społecznościowe typu Facebook czy Instagram nakazują cenzurowanie kobiecych brodawek sutkowych. Podstawę ich decyzji stanowią obyczaje społeczne. „Kobiece brodawki sutkowe są globalnie uznawane za obiekt seksualny, a męskie nie” – twierdzi Nicole Mendelson, wiceprezeska Facebooka na obszar Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki.
Tyle że… to nieprawda. Kobiece brodawki sutkowe MOGĄ (co nie oznacza, że muszą!) być obiektem seksualnym, podobnie jak inne części ciała – szyja, stopy, dłonie, usta. Mogą być też źródłem seksualnej rozkoszy. Zupełnie tak jak męskie brodawki. Jak to często w życiu bywa, wszystko rozbija się o kontekst.
Skąd więc to nierówne traktowanie?
Różnica wynika z tego, że żyjemy w patriarchacie, a nie na przykład matriarchacie, a więc perspektywa, która została nam narzucona, jest stereotypowo męska i cisheteroseksualna. Oczywiście, te zamszone mury szowinizmu kruszeją, a w końcu – mam wielką nadzieję – zamienią się w pył. Nie stanie się tak jednak, jeżeli nie będziemy w nie grupowo i systematycznie uderzać.
Raczej nie będzie w tym nic odkrywczego, jeśli napiszę, że portale społecznościowe mają ogromny wpływ na to, w jakim kierunku i jak szybko zmierza świat, toteż ich uderzenie byłoby proporcjonalnie potężniejsze. Tak, dojrzewamy jako społeczeństwo, i tak, granice naszej zbiorowej świadomości powoli się przesuwają. Rozumiemy coraz więcej, coraz lepiej. Rośnie w nas empatia, otwartość, wyrozumiałość. Rzeczywistość już dawno przestała być czarno-biała.
Facebook, czerpiąc zyski z miliardowych zasięgów, nie powinien jednak biernie czekać na zburzenie tych brzydkich betonowych ścian, które nas ograniczają, do tego czasu ściany te w istocie podtrzymując. Nie wiem, być może moje oczekiwania względem tego prywatnego koncernu są zbyt wygórowane, jeśli chciałabym, aby włączył się w walkę o równość. I być może do głosu dochodzi u mnie naiwny idealizm, ale… Czy Facebook nie stawał już kilka razy po „jasnej stronie mocy”? Czy po naciskach aktywistów_tek w 2014 roku nie zezwolił na zdjęcia i filmy z karmieniem piersią? Czy nie wspierał Pride Month osób LGBT+? Czy nie włączył się w promocję szczepień na COVID-19?
W przypadku kobiecych brodawek sutkowych Facebook deklaruje, że kieruje się obyczajami społecznymi. Ale przecież obyczaje społeczne zostały ustanowione przez ludzi. To nie są żadne zasady fizyki czy matematyki, fakty o świecie, których nie da się podważyć. To my tworzymy obyczaje. A obyczaje się zmieniają, bo i my się zmieniamy.
Ocenzurowane
W moim osobistym odczuciu zdjęcia z zakrytymi brodawkami sutkowymi są często bardziej nacechowane erotycznie niż oryginały. Możliwe, że zadziałało tutaj coś na zasadzie efektu tabu – przyzwyczailiśmy się, że za kwadracikami pikseli czy punktowym rozmyciem ukryte jest przed naszym wzrokiem coś zakazanego, a więc w domyśle pożądanego.
Wiem, że cenzura potrafi być inspirująca. Jestem pewna, że wielu_e artystów_ek wpadło na zupełnie nowe pomysły właśnie dzięki temu, że nałożono na nich jakiś rodzaj ograniczeń. Ostatnio fotografia, na której piersi dziewczyny zostały zakryte pionowym fragmentem zdjęcia rozgwieżdżonego nieba, sprawiła, że na chwilę przestałam skrolować tablicę i skupiłam uwagę na dłużej niż ułamek sekundy.
Co jednak z tymi wszystkimi dziełami, które nigdy nie powstały? Co z tymi, które przez cenzurę gubią prawdziwe znaczenie?
Instagram usunął minimalistyczne grafiki mojej znajomej, na których kilka czarnych linii układało się w kształt nagiej kobiety. Stwierdzono, że rozpowszechnia nieodpowiednie treści o charakterze seksualnym. Facebook z kolei ocenzurował dzieła wybitnych flamandzkich malarzy – znane obrazy Petera Paula Rubensa zostały uznane za nieprzyzwoite. Ale nie chodzi tylko o sztukę. Usunięto również relację, na której znana influencerka uczyła, w jaki sposób prawidłowo przeprowadzić samobadanie piersi.
Sama doświadczyłam cenzury na własnej skórze, gdy prowadziłam social media polskiej marki bieliźnianej. Większość produktów nie została zaakceptowana, mimo że cała oferta składała się z prostej, bawełnianej bielizny, której podstawową cechą był komfort noszenia. Zdjęcia przedstawiały głównie uśmiechnięte dziewczyny. Naprawdę trudno było się w nich dopatrzeć kontekstu seksualnego.
Gdzie leży problem?
No, chyba że uznamy, że kobiece ciało samo w sobie jest „nieodpowiednią treścią o charakterze seksualnym”. A przecież kobiece ciało to tylko i aż ciało. A ciało ma każde z nas. To nie ono stanowi tutaj problem. Gdy ciało sobie po prostu jest, przez samo swoje istnienie nie prowokuje, nie kusi, nie gorszy. Prawdziwym problemem, jaki tutaj widzę, jest sposób jego postrzegania. Dlatego też uważam, że cenzurowanie ciała niezależnie od kontekstu samo w sobie jest aktem jego seksualizacji.
„Staramy się odzwierciedlić w naszej polityce wrażliwość szerokiego i zróżnicowanego wachlarza kultur i krajów na całym świecie” – przekonuje Karina Newton, szefowa polityki publicznej na Instagramie. Jeżeli tak, co z wrażliwością osób transpłciowych i binarnych? Czy bot lub pracownik_ca portalu są w stanie z całą pewnością stwierdzić, że dany sutek należy do kobiety, jeżeli nie mogą oprzeć swojej oceny wyłącznie na kwestiach anatomicznych?
Psst! Być może zainteresuje CIę nasz tekst „Uprzedzone algorytmy”, poruszający kwestię uczenia się dyskryminacji przez algorytmy.
Takich pytań jest więcej. Oczywiście, można szukać rozwiązań, tylko czy rzeczywiście trzeba? Czy świat naprawdę stanąłby w płomieniach, gdyby kobiece brodawki sutkowe ujrzały światło dzienne?
Zdaję sobie sprawę, że tekst absolutnie nie wyczerpuje tematu. Potraktuj go raczej jako asumpt do własnych refleksji. :)
Data dodania: 15/08/2022
Data aktualizacji: 15/08/2022