Czy Ciebie też irytuje, gdy bohaterka filmu lub serialu kładzie się spać w pełnym makijażu? A gdzie oczyszczanie dwuetapowe? Gdzie hydrolat w celu przywrócenia odpowiedniego pH skóry? Gdzie, ja się pytam, kremik?!
No dobra, trochę sobie żartuję… ale trochę jednak nie. Odkąd świadomie podchodzę do tematu pielęgnacji, wiem, jakie to ważne, aby iść do łóżka z czystą twarzą (myśli mogą pozostać brudne, a nuż przyśni się coś przyjemnego). Dlatego nawet wypad na jedną noc oznacza dla mnie zabranie czegoś więcej niż wyłącznie szczoteczki do zębów.
Jednocześnie nie lubię nadmiaru. Męczy mnie, przytłacza, utrudnia utrzymanie porządku, a na koniec i tak okazuje się, że używam tylko jakichś 30% posiadanych przedmiotów. Też tak masz? W moim przypadku akurat dobrze się składa, bo rozległy dobytek zupełnie nie pasuje do mojego stylu życia. Od 16. roku życia zmieniam miasta zamieszkania średnio co dwa lata, a mieszkania jeszcze częściej. Kilka lat temu przeniosłam się za granicę, a niedawno spełniłam swoje marzenie i zostałam cyfrową nomadką.
Minimalizm – dlaczego to ważne?
Ten koczowniczy tryb życia nauczył mnie rozważnego nabywania rzeczy, w tym kosmetyków. Podczas zakupów mam w głowie, że każdy nowy przedmiot potencjalnie zabiera miejsce w walizce, ciąży w plecaku, zmusza do pozbycia się innego. Co prawda, nie jestem taką kosmetyczną minimalistką jak moja mama, która na co dzień w ogóle się nie maluje, a twarz po prostu ochlapuje chłodną wodą, względnie wklepuje w skórę trochę nawilżającego kremu (jeśli jej się akurat przypomni), lata mieszkania na walizkach zmusiły mnie jednak do ograniczenia używanych produktów do wygodnego minimum.
Pojęcie „wygodnego minimum” ukułam, szukając kompromisu pomiędzy „absolutnym minimum”, w którym osobiście się nie odnajdywałam, a „zbędnym maksimum”, które z kolei mi ciążyło (zarówno metaforycznie, jak i zupełnie dosłownie).
Wiem, że takich osób jak ja jest więcej. Pokusiłam się więc o (subiektywną) listę pożądanych przeze mnie cech produktów związanych z higieną. Mam nadzieję, że artykuł przyda się nie tylko tym, którzy zaczynają życie cyfrowych nomadów, ale także tym, którzy po prostu chcieliby mieć w łazience… mniej.
Produkty higieniczne na wyjazd – na co zwracać uwagę?
1. Wielofunkcyjność
O ile jakoś nigdy nie sprawdził się u mnie szampon z odżywką 2 w 1, o tyle faktycznie istnieją produkty, których można użyć wielorako (choć niekoniecznie jest to napisane na etykiecie). Warto na nie polować.
Zdaję sobie sprawę, że może to wyglądać na nachalną promocję, ale serio nie znajduję tutaj lepszego przykładu niż… płyn do higieny intymnej od Your KAYA. Jest tak delikatny i neutralny, że używam go do mycia całego ciała. Bardzo długo służył mi też jako płyn do oczyszczania skóry twarzy – i czasem wciąż służy, na przykład w trakcie krótszych wyjazdów, gdy zależy mi, aby wszystko zmieściło się w małym plecaku. Tylko raz otrzymałam go w ramach współpracy, normalnie kupuję zapas za własne pieniądze. ;)
Kolejna szczera polecajka to krem SOS. Jego nawilżające, wszechstronne możliwości szczególnie przypadły do gustu mojemu chłopakowi – podkradał mi go tak często, że chyba zużył go więcej niż ja! Krem sprawdził się na popękane usta, suche dłonie, odstające skórki przy nosie. Zabieraliśmy go na wyprawy w góry i na plażę. Chwilowo go nie potrzebujemy, ale jeśli tylko znów zrobi się za sucho i szorstko – wiemy, gdzie szukać pomocy.
Wciąż rozglądam się z kolei za idealnym tintem, którego mogłabym używać jako pomadki do ust, ale także różu do policzków oraz – okazyjnie – cienia do powiek (jeżeli masz coś godnego polecenia, zgadajmy się na Instagramie!).
2. Wydajność
Kojarzysz te „rodzinne” płyny do mycia naczyń marki własnej supermarketu, które zaskakująco szybko się kończą, biorąc pod uwagę wymiary butelki? Kolejny przykład, że rozmiar niekoniecznie ma znaczenie. ;) Chętnie zapłacę więcej za kosmetyki, w przypadku których wystarczy nałożyć odrobinę, aby zadziałały, ponieważ wiem, że ostatecznie i tak lepiej na tym wyjdę.
3. Unisex
Przyznam, że troszkę zazdroszczę kumpeli, która ma ten sam rozmiar stopy, co jej dziewczyna, więc mogą wymieniać się obuwiem. Ja, co prawda, butów mojemu chłopcu nie skradnę, jednak nie oznacza to, że nie możemy dzielić innych rzeczy (i nie mówię tylko o jego koszulach).
Jeżeli jesteś w związku różnopłciowym i podróżujecie razem, warto zastanowić się, które z kosmetyków mogłyby być używane wspólnie. Pasta do zębów to dość oczywisty wybór, ale może coś więcej? Szampon do włosów? Płyn do mycia ciała? Dezodorant o neutralnym zapachu? Nie musi to być oczywiście wszystko jak leci, już uszczuplenie kolekcji o choćby kilka produktów umożliwi zniesienie presji z zamka błyskawicznego w walizce. Pamiętam, jaka byłam z siebie dumna, gdy udało mi się znaleźć perfumy unisex, których piękny cytrusowy zapach pasował nam obojgu. To jednak zawsze o jedną szklaną buteleczkę mniej (a i niemała korzyść finansowa!).
4. Sprawdzona formuła
Krótki, przetestowany wcześniej skład równa się brak ryzyka uczulenia. A niespodziewana swędząca wysypka na całym ciele to zdecydowanie nie jest mile widziana gościni naszego tripu.
Przyznam, że sama parę razy skusiłam się na regionalny „magiczny kosmetyk”, dostępny za taką (wcale nie niską, tak na marginesie) cenę tylko w tej części świata, w której akurat przebywałam. Może miałam pecha, ale niestety nigdy nie zadziała się żadna magia, no chyba że czarna. ;) Te kilka wpadek nauczyło mnie, aby stawiać na wypróbowane produkty od marek, którym ufam, nawet jeżeli oznacza to zabranie ze sobą małego zapasu albo zamawianie online z zagranicy. Według mnie podróże to nie czas na testy kosmetyczne (zdecydowanie lepiej testować nowe smaki!). Z tego samego powodu nie warto brać na wyjazd próbek niesprawdzonych specyfików, mimo że zajmą trochę mniej miejsca w walizce. Lepiej przelać/przesypać ulubione kosmetyki do mniejszych opakowań.
5. Odpowiednie opakowanie
Duże opakowanie sprawdzi się, gdy wyjeżdżamy na dłużej i nie będziemy mieli_miały możliwości uzupełnić zapasów (na przykład przebywamy kilka miesięcy za granicą, a nasz ulubiony kosmetyk jest produkowany i dystrybuowany wyłącznie w Polsce). Mniejsze z kolei łatwiej upchać w walizce. Jeszcze przed zakupem produktu ustalamy, na jak długo ma nam wystarczyć, ewentualnie czy jest dostępny w miejscu, do którego się udajemy (polecam też wcześniej porównać ceny w internecie, z doświadczenia wiem, że w Portugalii czy Hiszpanii zapłacimy za kosmetyki i leki stosunkowo więcej niż w Polsce czy Niemczech).
Jeżeli naszym środkiem transportu jest samolot, warto pamiętać, że w bagażu podręcznym możemy mieć pojemniki o maksymalnej pojemności 100 mililitrów (ważne: chodzi o pojemność, nie zawartość!). Osobiście unikam szkła (chyba że bardzo grubego, jak w przypadku słoiczka kremu SOS), zawsze też sprawdzam, czy zamknięcie ma wystarczające zabezpieczenie. Skutecznie zadziałała na mnie scena z szóstego sezonu „Dziewczyn”, gdy po przyjeździe na obóz surfingowy Hannah otworzyła walizkę i stwierdziła, że wielka tuba kremu, którą rzuciła luzem na górę ubrań, nie wytrzymała napięcia.
6. Praktyczność
Niech tę cechę zobrazują dwa przykłady – co prawda, nie kosmetyków, a produktów związanych z higieną intymną:
Kubeczek menstruacyjny
Od jakiegoś czasu biorę tabletki antykoncepcyjne, a wcześniej korzystałam z aplikacji śledzącej cykl menstruacyjny, więc mniej więcej wiem, kiedy mogę się spodziewać „sezonu na truskawki” (jak ładnie nazwała miesiączkę Marta Dzido w zbiorze opowiadań o tym samym tytule). Niemniej jest jakieś takie przyjemne uczucie spokoju, gdy wiesz, że w razie wu jesteś zabezpieczona_y. Dodatkowo to zabezpieczenie jest tak małe i lekkie, że zmieści się nawet do najmniejszej kosmetyczki świata.
Kubeczek menstruacyjny poleciła mi przyjaciółka. Zwlekałam z zakupem, obawiając się problemów z aplikacją (też masz wrażenie, że takie rzeczy zwykle sprawiają ci większą trudność niż przeciętnemu człowiekowi?). Okazało się, że to przeciąganie było zupełnie niepotrzebne. Jeśli masz podobne obawy, koniecznie zajrzyj do naszego tekstu, w którym rozwiewamy wątpliwości na temat kubeczka.
Świetnie sprawdził się podczas weekendu spędzonego w przyczepie kempingowej, w czasie całego dnia na plaży (łącznie z kąpielą w oceanie) oraz przy pokonywaniu Szlaku Siedmiu Wiszących Dolin (taak, to dokładnie wymiana w warunkach survivalowych!). Jest nie tylko niewyczuwalny po założeniu, ale także łatwy w czyszczeniu, no i megaekologiczny!
Zdaję sobie sprawę, że cena może początkowo odstraszać. Mój kubeczek kosztował 80 złotych. Zakładając, że jedno opakowanie przypadkowych tamponów z zagranicznego supermarketu to koszt od około 3 do 5 euro, łatwo policzyć, że inwestycja zwróciła mi się już po kilku cyklach.
Jeżeli zależy nam na ekologii, być może dobrym pomysłem byłyby także majtki menstruacyjne lub podpaski wielorazowe, ale tylko wówczas, gdy mamy możliwość zrobienia prania (na przykład w Portugalii wynajem mieszkania z pralką nie jest wcale taką oczywistą opcją, a korzystanie z miejskiej pralni to jednak dodatkowy koszt) lub nie przeszkadza nam częste pranie ręczne.
Lejek do siusiania na stojąco (dla osób z pochwą)
Nad jego zakupem zastanawiam się już od dłuższego czasu. Nie jest to może najseksowniejsza rzecz na świecie, ale kurczę, kogo choć raz w życiu pogryzły w tyłek komary lub kto bardzo długo wstrzymywał się z siusianiem, bo nie wyobrażał sobie zdejmować spodni w takim mrozie, ten wie, dlaczego jest to taka kusząca propozycja!
Iii… to wszystko, co w tej chwili przychodzi mi do głowy. ;) Jeżeli choć w małym stopniu udało mi się zainspirować Cię do zmian w kierunku wygodnego kosmetycznego minimum, oznacza to, że my job here is done!
Data dodania: 15/08/2022
Data aktualizacji: 15/08/2022