Zróbmy wspólnie mały eksperyment. Skorzystaj, proszę, z wyszukiwarki grafiki Google. Wpisz najpierw frazę „uczeń”, a następnie – „uczennica”. Porównaj obrazy, które wyświetlą Ci się pod każdym z haseł. Widzisz podstawową różnicę?
Jak już pewnie zauważyłaś_eś, pod pierwszym słowem pokazują się głównie typowe zdjęcia stockowe i ilustracje przedstawiające chłopca w szkolnej ławce. Podpowiedzi to między innymi: „zdolny uczeń”, „nauczyciel” czy „obowiązki ucznia”. Po wpisaniu drugiego terminu wyszukiwarka wypluwa z siebie zdjęcia dorosłych kobiet w strojach erotycznych – kusych, kraciastych spódniczkach i opiętych, białych topach. Podpowiedzi tutaj to: „kostium uczennicy” i „przebranie”.
Słabe, co?
No słabe. Dodatkowo warto zdać sobie sprawę, że my, osoby dorosłe, po prostu to sprawdzimy, pokręcimy głową z niesmakiem, może prześlemy screena znajomym, a potem zajmiemy się swoimi sprawami.
Dziewczynka z podstawówki, która ma przygotować prezentację multimedialną na zaliczenie z informatyki, wpisze: „uczennica” i zostanie z obrazem wypiętych pośladków wyglądających spod mini. W jej głowie na pewno pojawi się wiele pytań dotyczących ciała, seksualności, seksu. Od kogo dostanie na nie odpowiedź? Od rodziców (a kto ich tego nauczył)? Starszego rodzeństwa? Rówieśników? Nieistniejącego nauczyciela od edukacji seksualnej? Katechety?
Gdzie leży granica między seksualnością a seksualizacją?
Gdy miałam 3 lata, lubiłam opowiadać, że kiedy dorosnę, wezmę ślub z partnerem mojej mamy. Nikt nie brał tego dosłownie – takie wyrażanie sympatii i przywiązania do drugiego człowieka jest normą rozwojową i najwyraźniej mama była tego świadoma. Warto jednak podkreślić, że to wynikało całkowicie z mojej inicjatywy – nie było ze strony dorosłych żadnych głupich komentarzy, które skłoniłyby mnie do takiego myślenia, żadnych dwuznaczności, rodzice nawet nie drążyli tematu. Jak możesz się domyślić, wyrosłam z planowania tego małżeństwa w odpowiednim dla siebie czasie, a moja relacja z ojczymem na żadnym etapie naszej znajomości nie była (i nie jest) niestosowna.
W pierwszej kolejności musimy przyjąć i zaakceptować fakt, że każda_y z nas jest istotą seksualną od momentu narodzin. Jeżeli więc rodzice zaobserwują u małego dziecka zainteresowanie narządami płciowymi (objawiające się na przykład dotykaniem się, rozbieraniem lalek czy bieganiem na golasa), nie mają powodów do niepokoju – to wszystko w naturalny sposób wiąże się z rozwojem psychoseksualnym.
Seksualność nie jest niczym dobrym ani złym, po prostu jest. Seksualizacja natomiast to coś zgoła innego, co ma jednoznacznie pejoratywne znaczenie, i właściwie trudno zrozumieć, dlaczego oba te pojęcia są tak często mylone.
Na zjawisko seksualizacji zwrócono uwagę w latach 90. XX wieku (tak, dopiero wtedy!). Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne stwierdziło, że występuje ono w sytuacji, gdy:
- wartość osoby wynika bezpośrednio z jej atrakcyjności seksualnej bądź zachowania – inne cechy nie są uwzględniane;
- osoba jest dopasowywana do pewnego wzorca, według którego wąsko rozumiana atrakcyjność fizyczna oznacza bycie sexy;
- osoba staje się obiektem seksualnym, jednocześnie przestając być kimś zdolnym do podejmowania samodzielnych decyzji;
- seksualność jest narzucana osobie w nieprawidłowy sposób.
Seksualizacja kobiet współcześnie – kobiety jako obiekty seksualne
Żyjemy w patriarchacie, więc nietrudno się domyślić, że we współczesnej kulturze seksualizacja znacznie częściej dotyczy kobiet niż mężczyzn (choć takie przypadki oczywiście również się zdarzają). Kobieca seksualność jest bezustannie kontrolowana i oceniana.
Jeżeli chodzi o dzieci i młodzież, mamy tu dodatkowo do czynienia z postrzeganiem ich przez pryzmat norm przypisanych do świata dorosłych, co samo w sobie jest nieprawidłowe i zwyczajnie szkodliwe dla ich rozwoju.
Warto zresztą zatrzymać się tutaj na moment i dostrzec, że są to normy, które uwzględniają tylko jedną osoby cis hetero (a jakżeby inaczej). Nigdy nie słyszałam, aby jakikolwiek dorosły człowiek rzucił komentarz w stylu: „zakochana para” czy „kiedy ślub?” do dwóch zaprzyjaźnionych dziewcząt. Edukatorka seksualna Małgosia Iwanek na swoim instagramowym profilu Kultura Seksualna zastanawiała się kiedyś, czy teoria „przyjaźń damsko-męska nie istnieje” nie jest właśnie pokłosiem takiego konsekwentnego insynuowania maluchowi romantycznego charakteru wszelkich jego relacji z dzieckiem innej płci. Jak gdyby zwykłe lubienie się nigdy nie było wystarczające – młody człowiek uczy się, że zawsze powinien doszukiwać się drugiego dna. No, chyba że mówimy o interakcji dziewczynka–dziewczynka albo chłopiec–chłopiec – wtedy z jakiegoś powodu sprawa jest zawsze klarowna.
Romantyczna miłość i seks są oczywiście super (w odpowiednim wieku), jednak stanowią wyłącznie dwa elementy – dwa piękne elementy – układanki zwanej życiem. A tych fragmentów jest przecież znacznie więcej. Po co wpajać dzieciom, że bycie partnerką_em to główna i jedyna rola, jaka je czeka w dorosłości, skoro wiemy, że to zwyczajnie nieprawda?
Wpływ seksualizacji na rozwój dziecka
Na etapie poznawczym dzieci odbierają przeróżne bodźce w postaci obrazów, tekstów czy zachowań. Oczywiście nie wszystkie z nich da się kontrolować, jednak należy mieć świadomość konsekwencji, jakie wywołują one w późniejszym życiu. To w zasadzie dosyć prosty ciąg przyczynowo-skutkowy, nie ma tu żadnej większej filozofii.
Ogromne znaczenie ma wymiar interpersonalny – sposób myślenia rodziców bezpośrednio przekłada się na to, co myślą dzieci – o sobie i o innych. „Jeśli dziecko dorasta w rodzinie, w której wzmacnia się jego system wartości, jego cielesność i seksualność jest w pełni akceptowana, a relacja oparta na bezpieczeństwie i zaufaniu, to będzie ono bardziej krytyczne w stosunku do zmieniających się co chwilę trendów. I bardziej skłonne do szczerej rozmowy” – uważa Aleksandra Żyłkowska, psycholożka i edukatorka seksualna. „Dotychczas nie wymyślono lepszego sposobu na budowę zdrowej, pełnej bliskości relacji”.
Otoczenie – dalsza rodzina, znajomi rodziców, media, rówieśnicy, nauczyciele – również kształtuje obraz świata. Dzięki niemu dzieci uczą się przede wszystkim obowiązujących norm społeczno-kulturowych… ale nie tylko. Uczą się także, jakie korzyści odniosą w zamian za sprostanie oczekiwaniom innych oraz jakich ewentualnych negatywnych konsekwencji mogą się spodziewać, jeżeli zdecydują się lub nie będą w stanie ich spełnić.
Dziewczynki od najmłodszych lat zachęcane są do podkreślania swojej płci, swojej seksualności, do bycia bardziej „sexy”. Mają to robić w każdy możliwy sposób – za pomocą ubrań i kosmetyków, poprzez odpowiednie zachowanie, dobór słów, krąg zainteresowań… Zupełnie jak gdyby zostały stworzone do seksu. W wyniku tego kobiecość przestaje być dla nich czymś wrodzonym i naturalnym, staje się czymś bliżej nieokreślonym, o co muszą bezustannie zabiegać zgodnie z informacjami dostarczanymi z zewnątrz. Seksualizacja, której są poddawane, sprawia, że same zaczynają postrzegać siebie i swoje ciało jako obiekty seksualne, a od takiego samouprzedmiotowienia prosta droga do dezintegracji świadomości.
Przeczytaj też nasz artykuł o bodyshamingu: Czy body shaming to przemoc? Jaki jest jego wpływ na dzieci?.
W ramach eksperymentu (Fredrickson, Roberts, Noll, Quinn, Twenge 1998) poproszono grupę studentek, aby przymierzyły strój kąpielowy lub sweter, a następnie przejrzały się w lustrze. Na koniec miały za zadanie wypełnić krótki test matematyczny. Tak, kobiety ubrane w swetry wypadły znacznie lepiej od tych ubranych w stroje kąpielowe… Gdy stworzono analogiczną sytuację z udziałem mężczyzn, nie zarejestrowano takiej różnicy.
To dowód na to, że zmuszanie kobiet i dziewcząt przez współczesne media do ciągłego myślenia o wyglądzie, w ogromnym stopniu ogranicza ich możliwości umysłowe.
Pomyśl, jakie niesamowite zasoby pozostają niewykorzystane tylko dlatego, że kobieta jako człowiek zostaje sprowadzona wyłącznie do sfery seksualnej.
Edukacja seksualna a seksualizowanie dzieci i młodzieży
Żyjemy w kulturze, w której znormalizowanych jest wiele nieprawidłowych zachowań wobec dzieci – zachowań, które szkodzą, krzywdzą i negatywnie wpływają na nas wszystkich. Aby to zmienić, logiczna wydaje się praca u podstaw.
Słowem, które od razu przychodzi tutaj na myśl, jest „edukacja”.
To edukacja pozwoli walczyć z mitami, wskazać to, co jest wrodzone i neutralne, i wypunktować to, co nabyte i szkodliwe.
Czy jednak edukacja seksualna to nie jest przypadkiem to demoniczne narzędzie zepsutego Zachodu, które ma nakłaniać maluchy do masturbacji, zmiany orientacji i płci, czy nie podsyca przedwcześnie ich ciekawości? Czy edukacja seksualna nie jest właśnie seksualizacją?
No cóż… Wiedząc już, że seksualizacja to wartościowanie samej_ego siebie i innych ze względu na atrakcyjność seksualną, z łatwością możemy dojść do wniosku, że edukacja seksualna – czyli nauka na temat własnej i cudzej seksualności – z seksualizacją ma niewiele wspólnego.
Tym bardziej niepokoi to, że wielu ludzi nie potrafi dotrzeć nawet do tego punktu. Czy jest to konsekwencja dezinformacji, czy też zwykłego braku zrozumienia, że rozmawianie o czymś nie jest jednoznaczne z robieniem lub nakłanianiem do tego? Trudno powiedzieć.
Żałuję, że sama nie miałam okazji uczestniczyć w takich zajęciach (w mojej szkole bardzo krótko organizowane były lekcje wychowania do życia w rodzinie, podczas których nauczyłam się jedynie, że o miesiączce nie należy rozmawiać przy chłopakach – do tej pory nie wiem dlaczego). Zdobyłabym rzetelną wiedzę przed, a nie po rozpoczęciu współżycia. How cool is that?
Dziś młodzi ludzie w Polsce mieliby możliwość uświadomić sobie, że potrzeby seksualne są wrodzone i naturalne – nasze ciało domaga się spełnienia ich, podobnie jak pożywienia czy snu. Nauczyliby się szacunku do różnych ludzi, ich orientacji i preferencji. Zaznajomiliby się z wieloma terminami, chociażby z pojęciem obiektu seksualnego czy seksualizacji. Usłyszeliby, że nikt nie ma prawa ich dotykać bez ich zgody i chęci – i oni sami nie mają prawa tego robić w stosunku do innych. Badania wskazują jasno, że edukacja seksualna znacznie redukuje niebezpieczeństwo wykorzystania seksualnego – nic w tym dziwnego, skoro dzieci i młodzież mają szansę się nauczyć rozpoznawać przemoc.
To mit, że edukacja seksualna budzi u dzieci „niezdrowe” zainteresowanie seksem. Co to w ogóle znaczy? My, dorośli, też nie byliśmy dorośli od urodzenia. Powinniśmy pamiętać, że pewne pytania po prostu w określonym momencie naturalnie pojawią się w głowie (tak, u tej słodkiej, niewinnej dziewczynki także, nie tylko u chłopców). To od nas zależy, kto – lub co – udzieli na nie odpowiedzi.
„Może jestem przewrażliwiona_y”, czyli jak reagować na zjawisko seksualizacji
Podobnie jak uważam, że wszyscy w dzieciństwie usłyszeliśmy skierowane do nas niestosowne zdanie o podtekście seksualnym, tak samo jestem przekonana, że każde z nas w dorosłym życiu przynajmniej raz było świadkinią_em sytuacji seksualizacji dziecka. Ty również. Możliwe, że miałaś_eś wówczas trudności z podjęciem decyzji, jak właściwie powinnaś_nieneś się zachować. Może Ci się przesłyszało? Może nadinterpretujesz? Może lepiej nie robić z tego afery?
Możliwe, że ostatecznie nie zrobiłaś_eś nic.
Nie, nie chcę wywołać w Tobie wyrzutów sumienia. Rozumiem to, ba, sama nieraz byłam w tej sytuacji. Skonfrontowałam to w sobie później i doszłam do wniosku, że lepiej jednak zostać uznaną_ym za przewrażliwioną_ego niż akceptować zachowania, które nigdy nie powinny mieć miejsca.
No, a jakie to są właściwie zachowania? To na przykład komentarze oceniające cechy płciowe dzieci („pokaż, jak ci cycuszki urosły”), to także uwagi, jakie te dzieci nie będą, gdy dorosną, w kontekście ich seksualności („taka ładna dziewczyna będzie mogła zmieniać chłopaków jak rękawiczki”). No pomyśl sam_a – przyszłe życie seksualne dziecka, które nie ukończyło jeszcze nawet 15 roku życia, nie powinno być tematem rozmów przypadkowych osób. To szaleństwo! Nawet jeśli znormalizowane.
Gdy edukowałam się na ten temat, dowiedziałam się, że moim celem powinna być nie tyle zmiana zachowania dorosłego, ile pokazanie mojej niezgody na nie oraz ważne – najważniejsze właściwie – przekazanie dziecku jasnego komunikatu: „rozumiem cię i jestem po twojej stronie”.
Przypomniałam sobie tę okropną mieszankę uczuć: wstydu, dyskomfortu, żalu i obrzydzenia, ale też dziwnego poczucia zadowolenia i wyjątkowości, łączącego się z poczuciem winy. Obrzydliwość.
Żadna dorosła osoba nie ma prawa wywoływać takiej reakcji w dziecku. Zadaniem dorosłych (bo nie, nie tylko rodzice są za to odpowiedzialni) jest dbanie o dzieci, a dzieci nie są winne, jeżeli część dorosłych tego zadania nie wypełnia.
Reakcja powinna być natychmiastowa, stanowcza i jednoznaczna. To nie czas na żarty ani delikatne sugestie. Czy to znaczy, że masz być niemiła_y? Nie, wyrażanie sprzeciwu nie musi przecież automatycznie wiązać się z brakiem uprzejmości (choć dokładnie tego uczy się wszystkie dziewczęta – uległości).
Jeżeli mamy podejrzenie dokonania przestępstwa – natychmiast zgłaszamy to na policję. Tutaj naszym celem jest już po prostu jak najszybsze ukrócenie niewłaściwego zachowania i zapewnienie bezpieczeństwa dziecku – temu konkretnemu i wszystkim innym.
Data dodania: 07/08/2022
Data aktualizacji: 16/08/2022