YOUR KAYA: Kasia, dziękujemy za przyjęcie naszego zaproszenia do wywiadu. Rozpoczynamy cykl rozmów z inspirującymi kobietami, które mają coś do przekazania światu i przyznajemy, że nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszej rozmówczyni na zainaugurowanie całego projektu.
Zacznijmy od tematu, który z racji naszej działalności, jest nam najbliższy. Czy uważasz, że miesiączka to nadal temat tabu?
KASIA KOCZUŁAP: Oczywiście. Opowiem Wam pewną historię. Kiedy dostałam pierwszą miesiączkę, usłyszałam od swojej mamy takie zdanie: „Tylko pamiętaj, żeby zużyte podpaski szczelnie owijać papierem toaletowym, żeby tato, albo Twój brat nie zobaczyli ich w koszu na śmieci”… Czy po takim czymś można nie myśleć o okresie, jako o czymś czego należy się wstydzić? Pamiętam, jak podczas miesiączki przewiązywałam w pasie bluzę, żeby czasem nikt nie zobaczył, że noszę podpaskę…
Niestety z przykrością obserwuję, jak wciąż bagatelizowany jest temat PMS-u, bóli miesiączkowych, nie wspominając już o tym, że ubóstwo menstruacyjne ma się w naszym kraju świetnie… Kobiety nie znają często podstawowych rzeczy związanych ze swoim ciałem: nie wiedzą, jaki kolor powinna mieć krew miesięczna, ile powinien trwać okres, kiedy powinny wybrać się do ginekologa…. Myślę, że sporo jest jeszcze do zrobienia w tym temacie.
YK: Podobnie jak w temacie edukacji seksualnej, którą się zajmujesz. I to w dodatku na Instagramie. Skąd pomysł na taką działalność?
KK: Chcę, żeby ludzie mieli lepszy seks. Chcę pokazać, że w seksie, i w ogóle w związkach nie musi być wcale trudno. Że nie musimy o wszystko walczyć. Czasem wystarczy nowy, świeży punkt widzenia. Stąd pomysł na działalność - żeby pomagać innym.
YK: Musimy przyznać, że w dobie kolorowych, nastawionych na konsumpcjonizm instagramowych kont, to dość odważny krok. Bywasz krytykowana, za to, co robisz, czy raczej otrzymujesz wsparcie?
KK: Mam mnóstwo wsparcia od przyjaciół i bliskich. Zresztą od obcych ludzi w Internecie również. Ale żeby nie było tak różowo - dostaję wiele wiadomości, które są dla mnie trudne emocjonalnie. Bo co mądrego można odpisać osobie, która pisze, że została zgwałcona i chce popełnić samobójstwo? Daję takim ludziom swoje wsparcie i staram się kierować do odpowiednich specjalistów, ale i tak obciąża mnie to psychicznie…
YK: To znaczy, że wzbudzasz w innych ogromne zaufanie…
KK: Chyba tak… Wracając do poprzedniego pytania - zdarzają się u mnie hejterskie komentarze, ale na szczęście większość wiadomości to jednak prośby o porady, w szczególności od młodych osób. Szukają u mnie potwierdzenia, że wszystko z nimi okej. Młodzież bardzo chętnie korzysta z mojej pomocy i wiedzy, zadając konkretne pytania i dzieląc się swoimi doświadczeniami. To miłe, kiedy ktoś pisze, że jestem pierwszą osobą, której o czymś opowiedział.
YK: Gdybyś mogła zrobić rewolucję seksualną w polskich szkołach, od czego być zaczęła?
KK: Od stworzenia programu nauczania, który będzie oparty na faktach i badaniach, nie na ocenianiu. Zmieniłabym nauczycielki na specjalistów: seksuolożki / seksuologów, psycholożki i psychologów. Pani z biologii nie mówię „nie”, pod warunkiem, że będzie znała się na rzeczy, natomiast od przedmiotu „Wychowanie do życia w rodzinie” trzymałabym z daleka katechetów i osoby duchowne. Znam przykłady zajęć, na których ksiądz w fantastyczny sposób rozmawia ze swoimi uczniami o seksie, ale jest to pojedynczy wyjątek. Zostałam wychowana w nurcie mocno katolickim i mnie, jako młodej dziewczynie wydawało się w porządku porównywanie przez katechetkę kobiet do przedmiotów gospodarstwa domowego - w sensie, że dziewczyna, która ma na koncie wiele kontaktów seksualnych, jest jak brudna, dotykana przez wiele osób szklanka. Wtedy nie wydawało mi się niczym złym uważanie, że ja chcę być tą czystą szklanką…
YK: To, o czym mówisz nie mieści nam się w głowach, ale cóż…. Chyba każdy z nas ma na swoim koncie dziwne doświadczenia z edukacją seksualną przeprowadzaną w szkole….
KK: Pamiętam, jak u mnie na lekcji, podczas której mieliśmy rozmawiać o miesiączce, chłopcy zostali wyproszeni z sali… I dlatego, żeby zapobiec podobnym sytuacjom, żeby nie miały miejsca w dzisiejszym szkolnictwie - chciałabym, żeby o seksie mówiło się z większym luzem. Skrócenie dystansu to dobry trop. Przyjdźmy do młodych ludzi z komunikatem: „Porozmawiajmy o tym, co Was trapi” i posłuchajmy tego, co mają do powiedzenia. Poza tym - widziałam aktualny podręcznik „Przygotowania do życia w rodzinie” i prawie dostałam zawału!
YK: Jest aż tak źle?
KK: To mało powiedziane. Powinniśmy chyba zacząć od rozmawiania o tym, czym edukacja seksualna w ogóle jest, a czym nie. Mówienie o antykoncepcji nie jest tym samym, co zachęcanie do uprawiania seksu. Jako seksuolodzy mówimy o metodach zabezpieczania się po to, żeby młodzi ludzie wiedzieli, co mają robić. Wierzcie mi, że młodych ludzi wcale nie trzeba zachęcać do seksu. Natura zrobiła to już za nas (śmiech).
YK: O czym jeszcze warto mówić?
KK: O tym, że edukacja seksualna to nie jest uczenie metod uprawiania seksu. To tak nie wygląda. Owszem, na filmach często pokazuje się, jak nauczyciel prezentuje, w jaki sposób założyć kondom na penisa. I to nie jest takie głupie, z wyjątkiem, że używa do tego banana. Widzieliście penisa i banana? To są dwie różne rzeczy. Jeśli penis wygląda jak banan, to warto to z kimś skonsultować.
YK: Co wg Ciebie warto zatem robić w temacie edukowania młodych?
KK: To, na czym warto się skupić - to na dostosowaniu poziomu wiedzy to wieku naszych słuchaczy. Jeśli będziemy mieć przed sobą 7,8,9- latki, raczej porozmawiamy z nimi o dojrzewaniu, miesiączce, masturbacji. Z 13-latkami gadka będzie już zupełnie inna.
Pamiętajmy też, że edukacja seksualna to tak naprawdę ochrona dzieci. Nie tylko przed niechcianymi ciążami. To np. nauka stosownych pojęć i słownictwa. Dzięki odpowiedniej edukacji, dzieci będą miały świadomość w momencie, kiedy ktoś będzie chciał lub przekroczy ich granice i będą potrafiły odpowiednio o tym komunikować.
Poświęciłabym też trochę czasu na spotkania z rodzicami - wielu z nich ma błędne przekonania odnośnie edukacji seksualnej. Wielu wstydzi się poruszać tematy związane z seksem i cielesnością ze swoimi dziećmi i pokładają nadzieję w nauczycielach. Trzeba jednak pamiętać, że do momentu, w którym w Polsce edukacja seksualna będzie wyglądać tak, a nie inaczej - to rodzice na tym polu będą odgrywać najważniejszą rolę. Ale spokojnie - jest mnóstwo sposobów na to, jak się przełamać i sensownie porozmawiać o seksie ze swoimi dziećmi.
YK: Jak myślisz, dlaczego Twoja działalność spotyka się z tak dużym zainteresowaniem?
KK: Staram się mówić o seksie w prosty sposób. Używam języka inkluzywnego, który nikogo nie wyklucza - mój przekaz jest dla wszystkich. Nawet dla tych, którzy się ze mną nie zgadzają. Ba - mam motyle w brzuchu, kiedy ktoś pisze, że jest innego zdania niż ja i możemy sobie o tym podyskutować! Poza tym myślę, że forma online skraca dystans i ułatwia ludziom otwieranie się. Kiedy ktoś do mnie pisze, nie interesuje mnie kim jest, może pisać nawet z konta anonimowego, jeśli uzna, że wtedy mniej będzie się wstydził. Poza tym wstyd? Proszę Was, ja już naprawdę wszystko słyszałam (śmiech).
YK: A czego wstydzi się w takim razie Kasia Koczułap?
KK: Wstydzę się swojej ignorancji i niewiedzy w wielu tematach. Tego przede wszystkim. To po prostu tak działa, że im więcej wiesz, czytasz, tym bardziej zdajesz sobie sprawę, jak wielu rzeczy jeszcze nie wiesz. Żadne rzeczy związane z seksem czy cielesnością nie są już w stanie mnie zawstydzić.
Data dodania: 14/08/2022
Data aktualizacji: 14/08/2022