Strach, szok, wstyd – to tylko niektóre odczucia, jakie towarzyszą ofiarom napaści seksualnej. Dotyczy to zarówno ofiar gwałtów, jak i niewłaściwych słów wypowiedzianych pod ich adresem. Niektóre z nich składają doniesienia na policji, inne decydują się na cierpienie w ciszy i samotności. Dlaczego przestępstwa na tle seksualnym są często sprawami skomplikowanymi i co możemy zrobić, aby było ich mniej?
W 2014 Agencja Praw Podstawowych, niezależna organizacja Unii Europejskiej, opublikowała wyniki swoich kilkuletnich badań dotyczących przemocy wobec kobiet. Wynika z nich, że około 55% mieszkanek Unii Europejskiej doświadczyło jakiejś formy molestowania seksualnego – jest to ok. 100 milionów kobiet. 33% badanych doświadczyło przemocy fizycznej lub seksualnej, z czego w zdecydowanej większości sprawcą takiego zachowania był stały partner. Co ciekawe, wśród 28 badanych państw Polska ma jedne z najniższych wyników – molestowania doświadczyło około 32% kobiet, przemocy – 19%. Brzmi to optymistycznie, jednak w przeliczeniu na liczby nadal oznacza to ponad 3,5 miliona kobiet. Jeśli zestawimy te dane z wynikami raportów dostępnych na stronie Biura Pełnomocnika do Spraw Równego Traktowania, widzimy, jak często kobiety te pozostawione są bez pomocy – z analizy statystyk policyjnych i sądowych na rok 2013 wynika, że zgłoszeń tego typu przestępstw policja otrzymała ponad 58 tysięcy. Jedynie 13 tysięcy z nich zakończyło się ukaraniem sprawcy.
Żadne statystyki nie ukażą nam pełnego obrazu molestowania i przemocy seksualnej – ten rodzaj przestępstw w dalszym ciągu objęty jest tabu, które utrudnia zarówno ukaranie osób odpowiedzialnych za napaść, jak i normalne funkcjonowanie ich ofiar. Choć niemożliwe jest zebranie danych statystycznych, wiemy, że wiele przestępstw seksualnych nie jest w ogóle zgłaszanych z powodu wstydu i szoku, jakiego doznają pokrzywdzone i pokrzywdzeni. Ofiary nie chcą zgłaszać się na policję, gdyż nie chcą po raz kolejny przeżywać tego, co się wydarzyło. Być może byłoby im łatwiej, gdyby wiedziały, że zostaną potraktowane poważnie i z odpowiednim wyczuciem. Niestety, nie zawsze tak to wygląda.
Mówi się, że molestowanie seksualne to jedyny rodzaj przestępstwa, w którym wymiar sprawiedliwości doszukuje się winy u ofiary – nikt nie sugeruje, że ofiara morderstwa zachęcała swojego oprawcę do zabójstwa czy też, że posiadacze luksusowych domów „prosili się” o włamanie, jednak w relacjach z procesów o gwałty powoływanie się adwokatów na określony strój lub zachowanie ofiary jest zaskakująco częstą praktyką. W odpowiedzi powstało kilka projektów artystycznych, które miały na celu pokazanie, jak bardzo nieadekwatne jest takie podejście – w ich ramach ofiary napaści prezentowały ubrania, jakie miały na sobie w tragicznym momencie. Wśród nich praktycznie nie ma ubrań, które można by określić jako „wyzywające” – najczęściej są to najzwyklejsze codzienne zestawienia, takie jak sweter i dżinsy. Powstanie takich prac podkreśla jednak, że aby uzyskać odpowiednią pomoc, ofiara musi się najpierw obronić sama – pokazać, że jej wygląd i zachowanie były „właściwe”, tak jakby dziewczyna w krótkiej sukience nie była godna obrony.
Nie zapominajmy też o tym, że gwałt to nie zawsze nagła napaść – gwałtem jest każdy akt seksualny, w którym jedna ze stron nie uczestniczy z własnej woli. Ofiary w większości znają swoich oprawców, a ogromna część z nich to stali partnerzy. Zaangażowanie emocjonalne jeszcze bardziej utrudnia wystąpienie przeciwko takiej osobie. Gwałtem – choć nieściganym przez wymiar sprawiedliwości – jest też sytuacja, w której jedna z osób zgadza się na stosunek seksualny, mimo że tak naprawdę wcale go nie chce, czuje jednak, że takie postępowanie jest od niej oczekiwane. Mimo że żaden kodeks nie reguluje takiej sytuacji, psychika ofiary bardzo na tym cierpi. Pamiętajmy, że dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn – w ich przypadku może chodzić np. o chęć „udowodnienia swojej męskości”, mimo że z różnych powodów nie są gotowi na seks lub nie mają na niego ochoty, nie chcą jednak się do tego przyznać.
Pewnym przełomem w społecznej dyskusji na temat przemocy seksualnej była głośna akcja #metoo, która pomogła ukazać skalę zasięgu tego zjawiska. Znane w przestrzeni publicznej kobiety otwarcie wypowiedziały się na temat swoich doświadczeń, co zachęciło tysiące kobiet na całym świecie do podzielenia się swoimi historiami. #metoo wniosło dwie bardzo ważne rzeczy: po pierwsze pomogło pokazać, jak wiele osób dotyka problem molestowania seksualnego, a po drugie zaprezentować różnorodność historii, które ofiary zapamiętały jako traumatyczne. Różnimy się charakterami, więc podobne sytuacje możemy odbierać w odmienny sposób. Niektórzy dopiero przy okazji #metoo dowiedzieli się, że słowa, które dla kogoś mogą wydawać się żartobliwe, komuś innemu mogą sprawić duży dyskomfort. Komentarze do osobistych wyznań były bardzo różne – część komentujących przyznała, że nie miała pojęcia o takich zjawiskach i potraktowała akcję jako okazję do poszerzenia swojej wiedzy, uważności i empatii, część niestety ograniczyła się do niewybrednych żartów i uwag w rodzaju „żeby za takie coś się obrażać…”, „teraz to już wszystko jest molestowaniem”, „co, pożartować nie można”? Najsmutniejsze wydaje się być to, że bardzo często autorkami takich wypowiedzi były kobiety.
Czy rzeczywiście nie można już „pożartować”? Cóż, jeśli istnieje możliwość, że osoby słuchające naszych żartów nie będą nimi rozbawione, może warto przemyśleć, czy rzeczywiście są na miejscu. Przyzwolenie na przemoc zaczyna się właśnie od tak drobnych rzeczy jak to, z czego wypada, a z czego nie wypada żartować. Wiele z nas pamięta pewnie medialną wypowiedź Andrzeja Leppera, który zastanawiał się, czy można zgwałcić prostytutkę. Tym jednym zdaniem pokazał zarówno brak szacunku dla pracownic seksualnych, jak i to, że granice intymności podlegają dyskusji i można z nich żartować. Jeśli słyszymy takie słowa od osób pełniących poważne funkcje publiczne, może wpływać to na nasze poczucie bezpieczeństwa oraz dawać dalsze przyzwolenie na podobne wypowiedzi, a co za tym idzie – na krzywdzące czyny.
Co możemy więc zrobić, aby żyło się bezpieczniej? Po prostu: reagować. Zwracać uwagę autorom niewłaściwych żartów. Poszukać informacji na temat pomocy prawnej i psychologicznej. Wesprzeć pokrzywdzonych choćby przez zapewnienie ich, że mogą na nas liczyć – że będziemy zeznawać w sądzie, że nikomu nie powiemy, jeśli ofiara nie jest jeszcze na to gotowa, że nie są przewrażliwione i to, co się wydarzyło, nie jest ich winą. Zmiana zaczyna się od nas. Jeśli jasno damy do zrozumienia, że pewne zachowania są niedopuszczalne, poczucie bezkarności zacznie znikać.
Data dodania: 13/08/2022
Data aktualizacji: 13/08/2022